Oczami Liama
- Nie! - wrzasnąłem widząc jak Nann upada na podłogę. Nate w jednej chwili odwrócił się i zaczął uciekać z hotelu. Biec za nim czy podbiec do Uny? Nie wiedziałem w którą stronę biec i to roztrzaskało mnie na kawałki. Łzy zaczęły lecieć po moich policzkach. Pobiegłem za Natem. Czułem niewyobrażalny ból w sercu goniąc go. Pościg nie trwał długo. Przed budynkiem czekały dwa radiowozy z Zaynem i Louisem. Złapali Nate'a po czym naprędce skierowali się do mnie. Upadłem na kolana płacząc. Boję się tam wrócić zobaczyć jak odchodzi z niej życie.
- Stary co jest?! - Zayn podbiegł podnosząc mnie. - Gdzie Una i Niall?!
- Nate ją postrzelił... - wyszeptałem. - Nie wiem czy nie jest już za późno...
- Pogrzało Cię?! - wrzasnął Tommo wyciągając telefon z kieszeni i dzwoniąc po karetkę. - Nie damy jej odejść tak łatwo. Jest naszą rodziną.
Oczami Nialla
- Nancy?! Odezwij się proszę, nie mogę Cie stracić. - wykrzyczałem przytulając dziewczynę. Ułożyłem jej głowę na moim torsie, zbierając włosy z jej twarzy.
- Nie jest tak źle Horan nie przesadzaj. - odpowiedziała uśmiechając się do mnie. Z jej buzi zaczęła lecieć krew. Przycisnąłem rękę w miejscu postrzału aby zatamować krew. Poczułem jak moje oczy robią się mokre od łez.
- Czemu to zrobiłaś? - zapytałem łkając. - To była najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś w całym swoim życiu.
- Uwierz robiłam o wiele gorsze rz-rzeczy. - dziewczyna zaczęła kasłać krwią. Przeraziłem się. Gdzie są chłopcy?
- Cichutko nie mów dużo Una. - pocałowałem ją w czoło. Blondynka przymknęła oczy wzdychając. - Nie zamykaj oczu Nann!
- Ale nie dam rady ich utrzymać. - wyszeptała. - Wiesz, że jesteś dla mnie ważny Niall? Zrobiłabym dla Ciebie wszystko.
- Obiecaj mi, że jak z tego wyjdziesz to wyjdziemy gdzieś razem. - zapytałem nie mogąc powstrzymać łez. - Na randkę.
- Randka? - otworzyła oczy uśmiechając się. Przytaknąłem, ścierając łzy z jej policzków. Pokiwała lekko głową zaczynając się krztusić ponownie. Jej ręka powędrowała do mojego policzka chcąc zetrzeć kolejne spływające łzy.
- Nie płacz Niall. Wszystko będzie dobrze. - powiedziała po czym jej ręka upadła na zimną podłogę.
Oczami Liama
Wbiegliśmy do środka w poszukiwaniu Horana i mojej siostry. Zobaczyliśmy ich w oddali jak Niall ją tuli, gładząc jej głowę.
- Nann!! - wrzasnąłem roztrzęsiony. - Niall gdzie ona została postrzelona?
- Mostek, dość blisko serca. - odpowiedział nie odwracając wzroku od dziewczyny. Uklęknąłem obok łapiąc ją za rękę.
- To moja wina. - wyszeptał blondyn po chwili ciszy. - To przeze mnie może umrzeć.
- Nawet tak nie mów. - parsknął Zayn. - To przez tego pojeba to wszystko.
- Karetka już czeka przed budynkiem chłopaki. - Lou poinformował nas. Niall wziął Nancy na ręce pędem kierując się przed hotel.
- Czy mogę jechać z wami? - zapytałem doktora kiedy mieli już odjeżdżać. - Jestem jej bratem.
- Wiem kim pan jest. - zaśmiał się facet. - Szybko, bo tracimy cenny czas na uratowanie jej życia.
Niczym torpeda wpakowałem się do karetki siadając obok nieprzytomnej Uny.
- Siostra trzymaj się. - złapałem jej rękę. - Niall Cie potrzebuje.
Oczami Harrego
- Cii... spokojnie. - próbowałem uspokoić konie. Znalazłem je w jakiejś opuszczonej oborze na końcu miasta. Wiem, że nie powinienem sam się pisać na takie coś, ale chciałem dobrze. Szczęście Nancy jest u mnie na pierwszym miejscu. Traktuję ją jak siostrę. Wiem jak ciężko miała w życiu, przez co musiała przejść. Wybrałem numer do Lou.
- Tommo za ile będziesz z tym lekarzem? - poirytowany zapytałem bez przywitania. - One wyglądają naprawdę źle, nie wiem co robić panikuję.
- Styles Una została postrzelona jest już w drodze do szpitala. - powiedział przyjaciel na jednym wdechu. Nie mogłem przetworzyć ten informacji. Upadłem na kolana, ciągnąc się za włosy. - Jestem już z lekarzem w drodze. Zayn z Niallem pojechali do domu Zary po adres szpitala bo nie mają pojęcia gdzie się znajduje.
- Złapaliście Nate'a? - zapytałem bez ogródek. Czułem jak się gotuje w środku już od samej tej wiadomości. Jeżeli to jego sprawka i nadal byłby na wolności nie ręczyłbym za siebie.
- Tak. - odparł Lou. - Hazza już dojechaliśmy.
Rozłączyłem się wychodząc przed oborę. brunet razem z doktorem szli w moją stronę. Zaprowadziłem faceta do pociech Uny czekając, aż je zbada.
- Dwa z nich zostały otrute. - odpowiedział po 10 minutach udręki. - Ta klacz jest cała i zdrowa. Nie wiem jakiego rodzaju to trutka była, dlatego trzeba je przenieść do lecznicy i pobrać krew jak najszybciej. Inaczej może być za późno.
________________________________________
Hejka!
Wiem wiem krótki, ale postaram się pisać dłuższe :x
Nie ma co tu dużo mówić. Mam nadzieję, że się podoba.
Pozdrowionka!
RiDa
1 komentarz:
Jestem i czytam! Przeczytałam rozdział od razu, ale komentarz jakąś dziwną magią się nie wstawił... Potem - jak pewnie zauważyłaś - zniknęłam z blogosfery i tak jakoś wyszło. Jeszcze nie wracam, ale chciałam Ci tylko zakomunikować, że jestem, czytam i nadal z niecironiecierpl wyczekuję następnego rozdziału!
PS. Cholerny Nate! Jak on mógł otruć konie?!
Pozdrawiam ;*
Prześlij komentarz